

To prawda, że mówię: labalbal albo kalolyfel. Nic nie poradzę, że literka "r" najwyraźniej mnie nie lubi
i w mówieniu gdzieś się gubi. Dlatego mało mówię, a dużo obserwuję. I marzę.
Zwłaszcza leżąc na dachu i patrząc przez lunetę w gwiazdki.
Ach... Tak bardzo chciałbym kiedyś zostać sławnym astronautą. Takim, co nie boi się kosmitów, termitów i meteorytów.
Byłbym wtedy znany i lubiany. Do telewizora byłbym zapraszany. Ech, mogę sobie wzdychać albo złościć się i pienić.
Nic mi z tych marzeń nie wyjdzie, jak nie przestanę seplenić...